Historia ta miała miejsce w wieku XVIII, kiedy Żarami i okolicą władał graf Promnitz. Spośród wielu jego urzędników wyróżniał się jeden, ze względu na kolor włosów zwany czarnym rządcą.
Tak czarna jak włosy była i jego dusza. Gdziekolwiek się pojawił, tam następowały choroby i inne nieszczęścia, toteż powszechnie bano się go i unikano.
Żył więc samotnie w pobliżu zamku w otoczeniu siedmiu upiornych kotów, które jak powszechnie sądzono, z racji swego diabelskiego pochodzenia, przysporzyły mu niezmierzonych bogactw wyjawiając miejsce ukrytych skarbów.

Jednak los jest nieubłagany i pewnego dnia czarny zarządca musiał się pożegnać z życiem. Nikt nie chciał i nie miał odwagi zająć się jego pochówkiem, a krewnych nie miał.
Jednakże hrabia, jego pan, zarządził chrześcijański pogrzeb. Zmarłego umieszczono w trumnie.

Ledwo kondukt pogrzebowy ruszył, z karawany wyskoczył czarny kot, wskakując do otwartego okna na parterze kamienicy czarnego zarządcy. Wkrótce potem otworzyło się okno na piętrze i, o zgrozo, ukazał się w nim on sam, przyglądając się w złowrogim spokoju własnemu pogrzebowi. Strach sparaliżował wszystkich, jednak trumnę odprowadzono na cmentarz przy kościele św. Piotra i złożono w grobie.

Od tej pory zmarły czynił każdej nocy wielkie spustoszenie: wyrwał krzyże, niszczył groby, łamał kwiaty i krzewy, w czarciej zawziętości szalał po okolicy. Wtedy zdecydowano się odkopać trumnę i przenieść ją na cmentarz przy murach miasta. Ale i tam nie było spokoju.

Pochowano go zatem daleko w lesie, w odludnej i pustej okolicy zwanej “polaną dzików”. Także tutaj straszył nocami, szczególnie w czasie burz, sprowadział z drogi samotnych wędrowców, często powodując ich śmierć.

Do tej pory miejsce to jest tajemnicze i niebezpieczne. Dom zarządcy na długo budził trwogę wśród mieszkańców Żar.
Diabelskie koty zniknęły na zawsze, skarbów nigdy nie odnaleziono. Czekają na swego odkrywcę.

Dwa koty rządcy znieruchomiały i do dzisiaj są w oknie z tyłu tego domu.

Rycina pokazująca stary kondukt żałobny.