Mistrz piekarski mieszkał swego czasu w centrum Żar, gdzie dzisiaj przebiega ulica Bolesława Chrobrego. O jego prześlicznej i wielce cnotliwej córce Aldonie marzyło wielu młodzieńców, jednak ta o żadnym z nich nie chciała słyszeć, swą rękę bowiem potajemnie przyrzekła starszemu czeladnikowi z zakładu ojca.
Tak więc zalotnicy jeden po drugim odchodzili jak niepyszni.

Aldona miała jedną słabość – bała się dzikich ognistych koni, co perfidnie wykorzystał jeden z odtrąconych adoratorów – począł codziennie płoszyć swego rumaka, aby uczynić go szczególnie narowistym.

Kiedy pewnego razu dziewczyna wracała z kościoła przyklasztornego (dzisiaj mieści się tu kościół garnizonowy), runęło na nią spłoszone i oszalałe zwierzę.
Przejęta ogromnym strachem Aldona umykała po schodach na wieżę kościelną, straszliwy koń pędził za nią. Szaleńcza gonitwa sięgała coraz wyżej i wyżej. Wreszcie schody skończyły się, nie było już żadnej możliwości ucieczki. Nieszczęśliwa uciekinierka w ostatniej chwili ujrzała wąskie okienko w murze wieży.

W obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa przecisnęła się przez nie i polecając swą duszę Bogu, zamknąwszy oczy, runęła w otchłań. Jednak wyrokiem boskim nie dane jej było zginąć. Suknia zawadziła o występ dachu, rozdzierając się długim pasmem i znakomicie łagodząc upadek. Dziewczyna bez żadnych obrażeń znalazła się na dole.

Oszalały koń pędził za nią aż do otworu okiennego. Jego łeb utkwił jednak w wąskiej szczelinie. Zwierzę trzeba było zabić i poćwiartowawszy znieść na dół. Podstępny zalotnik zbiegł z obawy przed karą.

Na pamiątkę ocalenia córki szczęśliwy ojciec kazał wykuć z kamienia łeb konia i umieścić go na kościelnej wieży. Jest tam podobno do dzisiaj.

Zdjęcie wykutego z kamienia łba konia  umieszczonego na kościelnej wieży.